piątek, 31 sierpnia 2012

Jak to zleciało...

Wróciłam po wakacyjnej, chociaż nie zamierzonej, przerwie. Dlaczego niezamierzonej? Bo nie z braku czau, a właściwie z jego nadmiaru.  Jestem jedną z tych osób, które odkładają wszystko na potem i tylko w chwilach, kiedy trzeba się zebrać do działania najlepiej wykorzystują czas, który im został.


Wakacje 2012 za kilka godzin odejdą w zapomnienie. I chyba dobrze, bo jakoś w tym roku bardzo mi ich brakowało. Mimo, że nie jest to moje pierwsze "pracowite" lato, to jakoś to, że nie jestem już uczniem/studentem i miałam tylko dwa tygodnie wolności bardzo w tym roku odczułam. Zwłaszcza, że w czasie wakacji w mojej Wielkiej B niewiele się dzieje. Wszystkie imprezy są wstrzymane do września, większość ludzi na urlopach, czytelnicy wolą iść na plażę niż do czytelni. Ogólny marazm i nudy.

Nawet skontrum w magazynach czasopism było marną rozrywką. Przewalanie paczek z gazetami w 30 stopniowym upale jest raczej mało fascynujące. Chociaż ja właściwie to skontra lubię. Jakiś czas temu przeszły przez moje ręce wszystkie książki z czytelni, a teraz gazety. Nie ma chyba lepszego sposobu na zapoznanie się z księgozbiorem. Przy okazji odkryłam kilka perełek, na które ciężko byłoby trafić przy codziennej pracy.

Przez nasz dział przewinęło się również kilku studentów-praktykatów. I znowu potwierdza się teoria, że pracować w bibliotece chcą bo... książki lubią czytać. Czwartek, dzień wewnętrzny. Przychodzi studentka i pyta: A pomyślałam, że właściwie to co ja będę dziś robić jak czytelników nie ma?. Bo przecież nie ma czytelników to bibliotekarze siedzą, piją kawę i klapeczkiem machają. Czytelnię i magazyny natomiast porządkują ... krasnoludki.

Jednym słowem czas wakacji przeszedł mi pod znakiem odkładania wszystkiego, również bloga, na potem. To potem właśnie nadciąga, a ja pluję sobie w brodę, że miałam tyle czasu i go przefjukałam. No wiecie, bo ja z tych leniwych jestem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz