piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Nigdy w takich sytuacjach nie wiem co napisać lub co powiedzieć. Inni zawsze mają jakieś lepsze życzenia przygotowane, a mi pozostaje powiedzieć tylko "nawzajem". Ech... taki już los ludzi, którzy nie umieją się ładnie wysławiać...


                       Jeżeli ktoś tam jest i to czyta to życzę Wam Świąt trochę radosnych,
                           ale i refleksyjnych, spokojnych, ale w gwarze rodzinnych
                               rozmów, trochę leniwych, smacznych, białych,
                               ciepłych i jakich jeszcze Sami sobie  życzycie...

środa, 21 grudnia 2011

I masz ci los z tymi babami

Już pisałam i o kulturze i o przygodach w Instytucie i nawet wylewałam swoją żółć na wszystko i wszystkich. Przeglądam te swoje posty i myślę sobie: "ale ze mnie marudna baba wychodzi. Weź się bibliotekarzu w garść i napisz coś miłego". Ale jak tu pisać miłe rzeczy jak chodzą takie chciwe baby po świecie?...

środa, 14 grudnia 2011

Czy na pewno w krzywym?

Jakiś czas temu dowiedziałam się (dlaczego tak późno?) o pewnej książce. Przegrzebałam internet i znalazłam! To coś dla mnie, czyli "Bibliotekarki". Kupiłam, przyszło i łyknęłam w dwa dni.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Uśmiech czytelnika

I po co to robimy? Dla pieniędzy? Dla sławy i prestiżu? Dla uśmiechu czytelnika!
O ile lepszy jest mój dzień, gdy czytelnik wychodząc z biblioteki mówi "dziękuję Pani za pomoc". Wtedy wraca mi wiara w mój zawód i wiem po co tu jestem.

sobota, 26 listopada 2011

Dziura w kształcie psa...

Gdy wchodziłam do domu witało mnie energiczne "pac pac" ogonem o podłogę albo futrynę drzwi. Cieszę się, że nie pozwoliłam obciąć Jej ogona jak była mała, bo to jedyny dźwięk jaki wydawała na powitanie. Szczekać nie mogła, bo w pysku zawsze był kapeć albo maskotka przyniesiona z radości. I taka ulga na psiej mordce mówiąca "no nareszcie mam was wszystkich w domu".

W ubiegłą niedzielę nikt mnie od progu nie witał. Była już stara i chora. Mówią, że się nie męczyła. Po niemym przyjacielu, który zawsze był z zasięgu oczu, ręki została pustka...

Chcecie śmiejcie się. A ja ciągle łapie się na tym, że pilnuję godzin spacerów, nasłuchuję psich łap skradających się do łóżka i ciągle zerkam w kącik gdzie spała. Mówią mi, że po ludziach trzeba płakać, nie po zwierzętach. Dla mnie to nie była rzecz, którą wyrzuca się gdy się zepsuje. Ona kochała nas wszystkich, pozwólcie mi chociaż za nią tęsknic...

P.S.
Co się dzieje z tymi psami... Zdrowiej Karmel

piątek, 25 listopada 2011

Kultura wysoka

Od jakiegoś czasu biję się z myślami, czy napisać tego posta czy nie. Nie chcę się nikomu narazić, a przemilczeć też jakoś tego nie mogę. Dziś będzie o kulturze osobistej bibliotekarzy...

środa, 16 listopada 2011

Fajny miałaś dziś dzień?

Być może spyta mąż. Nie zawsze pyta. Tak to już jest z mężami...

A dzień był dwubiegunowy. Na jednym biegunie kłótnia z kierownikiem, a na drugim pierwsze oznaki zainteresowania moimi wypocinami. Miło jest być połechtanym, samym  faktem, że ktoś to czyta, a co więcej poleca :) Dzięki  kobietki za zainteresowanie.

niedziela, 13 listopada 2011

Kaganek oświaty

Się studiuje. A co?!
Zaczęłam studia z myślą, że przecież coś mnie jeszcze musi w życiu czekać poza wklepywaniem danych do kompa. Poszłam na studia z jakąś taką nadzieją na fajną przygodę. I jak na razie to przygoda goni przygodę. Najpierw wyprawa do stolicy, potem powierzanie swojego losu obcym ludziom, a na koniec polowanie na fajny fakultet.

poniedziałek, 31 października 2011

Obiecanki-cacanki

Miało być bibliotecznie, więc trochę będzie.
Kilka przemyśleń o stereotypie bibliotekarza. Każdy z nas ma w głowie obraz kobiety w średnim wieku, siwej, w rozciągniętym swetrze i okularach. Bibliotekarka zna swój księgozbiór i porusza się w nim za pomocą tajemnych znaków, zdradzanych tylko zaprzysiężonym.  I tu się właśnie myślicie! Jest zupełnie odwrotnie!

czwartek, 27 października 2011

xxx

Jeszcze nie pojawił się żaden wpis biblioteczny, ale nie tylko biblioteką człowiek żyje. Tym razem żeby pokazać moją wszechstronność coś czym żyję (nie cały czas oczywiście ) po godzinach :)
To baletnica zrobiona dla Bratanicy.

 Krzyżyki to zdecydowanie moja pasja (obok kilku innych). Dłubanie igłą w kanwie uspokaja mnie, pozwala uporządkować rozbiegane pracowe myśli. Ciągle czekam na moją wymarzoną pracownię, gdzie się w końcu bezkarnie rozłożę z moimi zwojami nici.  

Następnym razem obiecuje będzie o bibliotece... chyba. :)

środa, 26 października 2011

Skaczące myśli

Najlepszym momentem mojego dnia jest droga do pracy. Zostawiam za sobą problemy domowe, a nie mam jeszcze w sobie pracowego zamętu. Po prostu idę, noga za nogą i myślę... Wtedy właśnie mam najwięcej pomysłów i wszystkie wydają się dobre. Czasem mam wrażenie, że wiatr wywiewa te myśli z głów innych przechodniów, a one potem przelatują przez moją. Ciekawe gdzie trafiają myśli wywiane z mojej głowy... Do pracy idę codziennie inna drogą. Czasem chodnik sam ucieka spod nóg, czasem muszę mocno przeć na przód. Lubię te codzienne zmiany trasy. Ale zawsze na końcu jest biblioteka. Wielka B. Z przekroczeniem progu staje się niewolnikiem pracowych myśli, a tamte skaczące przelatują z wiatrem dalej przez głowy kolejnych przechodniów...

wtorek, 25 października 2011

No to jedziemy!

 Początki podobno są najtrudniejsze. W tym roku zaczynałam już kilka razy. Nawet próby blogowe już zaliczyłam. Na razie nie wiem jeszcze o czym chcę pisać. Myślę, że wyjdzie samo jak to się mówi "w praniu".
Zainteresowań mam mnóstwo, a czasu nie tak znowu wiele. Więc chyba będzie po prostu o wszystkim po trochu.

Dziś o początkach.
Nie lubię za bardzo zaczynać,  środki lepiej mi wychodzą. Gdy zaczyna coś nowego to mam wrażenie, że przecież tyle rzeczy jeszcze nie skończyłam i czepiam się ich kurczowo, gubiąc się w mnogości "obowiązków". Trochę gmatwam, ale to właśnie tak wygląda. W tym roku zaczęłam nowe życie z moim mężem, zaczęłam studia, zaczęłam inaczej myśleć. Ale przeszłość ciągnie się za mną, nie umiem odciąć się od tego i tu mamy problem. Bo chyba początek nigdy nie jest prawdziwym początkiem, zawsze "nowy ja" będzie nadpisany na "starego ja". Oj coś mi filozoficznie się porobiło.

Tak więc zaczynam od początku. Tylko jak to się wszystko skończy...