sobota, 26 listopada 2011

Dziura w kształcie psa...

Gdy wchodziłam do domu witało mnie energiczne "pac pac" ogonem o podłogę albo futrynę drzwi. Cieszę się, że nie pozwoliłam obciąć Jej ogona jak była mała, bo to jedyny dźwięk jaki wydawała na powitanie. Szczekać nie mogła, bo w pysku zawsze był kapeć albo maskotka przyniesiona z radości. I taka ulga na psiej mordce mówiąca "no nareszcie mam was wszystkich w domu".

W ubiegłą niedzielę nikt mnie od progu nie witał. Była już stara i chora. Mówią, że się nie męczyła. Po niemym przyjacielu, który zawsze był z zasięgu oczu, ręki została pustka...

Chcecie śmiejcie się. A ja ciągle łapie się na tym, że pilnuję godzin spacerów, nasłuchuję psich łap skradających się do łóżka i ciągle zerkam w kącik gdzie spała. Mówią mi, że po ludziach trzeba płakać, nie po zwierzętach. Dla mnie to nie była rzecz, którą wyrzuca się gdy się zepsuje. Ona kochała nas wszystkich, pozwólcie mi chociaż za nią tęsknic...

P.S.
Co się dzieje z tymi psami... Zdrowiej Karmel

2 komentarze:

  1. Nie śmieję się, rozumiem i całkowicie z Tobą zgadzam. Kilka lat temu musiałam uśpić mojego ośmioletniego psa, nagle, z dnia na dzień, bo dała o sobie znać padaczka, którą leczyliśmy go od szczeniaka. W ciągu zaledwie jednego dnia przestał nas poznawać, a to, czego byliśmy świadkami, jak reagował jego organizm... Nikomu tego nie życzę. Każde moje zwierzę to członek rodziny, moja Kota też taka jest. Kochają nas, dlaczego więc nie mielibyśmy po nich płakać albo za nimi tęsknić?

    OdpowiedzUsuń
  2. To długo trzyma niestety :(

    OdpowiedzUsuń