poniedziałek, 31 października 2011

Obiecanki-cacanki

Miało być bibliotecznie, więc trochę będzie.
Kilka przemyśleń o stereotypie bibliotekarza. Każdy z nas ma w głowie obraz kobiety w średnim wieku, siwej, w rozciągniętym swetrze i okularach. Bibliotekarka zna swój księgozbiór i porusza się w nim za pomocą tajemnych znaków, zdradzanych tylko zaprzysiężonym.  I tu się właśnie myślicie! Jest zupełnie odwrotnie!

czwartek, 27 października 2011

xxx

Jeszcze nie pojawił się żaden wpis biblioteczny, ale nie tylko biblioteką człowiek żyje. Tym razem żeby pokazać moją wszechstronność coś czym żyję (nie cały czas oczywiście ) po godzinach :)
To baletnica zrobiona dla Bratanicy.

 Krzyżyki to zdecydowanie moja pasja (obok kilku innych). Dłubanie igłą w kanwie uspokaja mnie, pozwala uporządkować rozbiegane pracowe myśli. Ciągle czekam na moją wymarzoną pracownię, gdzie się w końcu bezkarnie rozłożę z moimi zwojami nici.  

Następnym razem obiecuje będzie o bibliotece... chyba. :)

środa, 26 października 2011

Skaczące myśli

Najlepszym momentem mojego dnia jest droga do pracy. Zostawiam za sobą problemy domowe, a nie mam jeszcze w sobie pracowego zamętu. Po prostu idę, noga za nogą i myślę... Wtedy właśnie mam najwięcej pomysłów i wszystkie wydają się dobre. Czasem mam wrażenie, że wiatr wywiewa te myśli z głów innych przechodniów, a one potem przelatują przez moją. Ciekawe gdzie trafiają myśli wywiane z mojej głowy... Do pracy idę codziennie inna drogą. Czasem chodnik sam ucieka spod nóg, czasem muszę mocno przeć na przód. Lubię te codzienne zmiany trasy. Ale zawsze na końcu jest biblioteka. Wielka B. Z przekroczeniem progu staje się niewolnikiem pracowych myśli, a tamte skaczące przelatują z wiatrem dalej przez głowy kolejnych przechodniów...

wtorek, 25 października 2011

No to jedziemy!

 Początki podobno są najtrudniejsze. W tym roku zaczynałam już kilka razy. Nawet próby blogowe już zaliczyłam. Na razie nie wiem jeszcze o czym chcę pisać. Myślę, że wyjdzie samo jak to się mówi "w praniu".
Zainteresowań mam mnóstwo, a czasu nie tak znowu wiele. Więc chyba będzie po prostu o wszystkim po trochu.

Dziś o początkach.
Nie lubię za bardzo zaczynać,  środki lepiej mi wychodzą. Gdy zaczyna coś nowego to mam wrażenie, że przecież tyle rzeczy jeszcze nie skończyłam i czepiam się ich kurczowo, gubiąc się w mnogości "obowiązków". Trochę gmatwam, ale to właśnie tak wygląda. W tym roku zaczęłam nowe życie z moim mężem, zaczęłam studia, zaczęłam inaczej myśleć. Ale przeszłość ciągnie się za mną, nie umiem odciąć się od tego i tu mamy problem. Bo chyba początek nigdy nie jest prawdziwym początkiem, zawsze "nowy ja" będzie nadpisany na "starego ja". Oj coś mi filozoficznie się porobiło.

Tak więc zaczynam od początku. Tylko jak to się wszystko skończy...