wtorek, 25 października 2011

No to jedziemy!

 Początki podobno są najtrudniejsze. W tym roku zaczynałam już kilka razy. Nawet próby blogowe już zaliczyłam. Na razie nie wiem jeszcze o czym chcę pisać. Myślę, że wyjdzie samo jak to się mówi "w praniu".
Zainteresowań mam mnóstwo, a czasu nie tak znowu wiele. Więc chyba będzie po prostu o wszystkim po trochu.

Dziś o początkach.
Nie lubię za bardzo zaczynać,  środki lepiej mi wychodzą. Gdy zaczyna coś nowego to mam wrażenie, że przecież tyle rzeczy jeszcze nie skończyłam i czepiam się ich kurczowo, gubiąc się w mnogości "obowiązków". Trochę gmatwam, ale to właśnie tak wygląda. W tym roku zaczęłam nowe życie z moim mężem, zaczęłam studia, zaczęłam inaczej myśleć. Ale przeszłość ciągnie się za mną, nie umiem odciąć się od tego i tu mamy problem. Bo chyba początek nigdy nie jest prawdziwym początkiem, zawsze "nowy ja" będzie nadpisany na "starego ja". Oj coś mi filozoficznie się porobiło.

Tak więc zaczynam od początku. Tylko jak to się wszystko skończy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz