piątek, 25 listopada 2011

Kultura wysoka

Od jakiegoś czasu biję się z myślami, czy napisać tego posta czy nie. Nie chcę się nikomu narazić, a przemilczeć też jakoś tego nie mogę. Dziś będzie o kulturze osobistej bibliotekarzy...



Podejrzewam, że nie tylko nasza grupa zawodowa kuleje w tym temacie, ale że ja ze środowiska bibliotecznego jestem, więc będę pisać o tym co na własnym podwórku. Przykro mi po prostu, że jest między nami bibliotekarzami taka zawiść. Ja wiem, że mało płacą i trzeba być szalonym żeby chcieć tu pracować, ale właśnie dlatego tyle się mówi o misyjności zawodu bibliotekarza.

Zawiści między poszczególnymi bibliotekami jakoś nie zauważyłam. Może mamy za małe miasto, żeby mogła się jakoś rozwinąć, może macie inne odczucia. Ja tego nie wiedzę. Natomiast w samej wielkiej B dzieje się różnie. Działy skaczą sobie do oczu i umniejszają nawzajem swoją pracę. Ci co na dole to gorsi, ci co na górze to zarozumialsi (u nas przekłada się to na piętra biblioteki). Każdy wie najlepiej i nie słucha argumentów innych. Przy czytelników najważniejsze jest pokazać, że ja wiem lepiej niż koleżanka.

Pewnie znowu przesadzam, ale czasem mam już dość tego babskiego jazgotu, który podnosi się przy każdym drobiazgu. I nagle taki drobiazg urasta do rozmiarów prawie nierozwiązywalnego problemu. A tam gdzie są prawdziwe problemy chowa się głowę w piasek, bo nie ma pieniędzy więc i tak się nie da nic zrobić.

Piszę to żeby pokazać, że znowu działamy ze szkodą dla czytelnika. Mamy być instytucją kultury to pokazujmy tą kulturę również w życiu codziennym, w stosunkach między pracownikami i relacjach z przełożonymi. Pokażmy czytelnikom, że my tu jesteśmy gospodarzami, ale stoimy w progu by ich zaprosić do siebie i ugościć. Zaprośmy do stołu najpierw gości, a gdy wszyscy będą zadowoleni, usiądźmy sami. Tak bardzo mi tego brakuje, zwłaszcza w świetle wydarzeń z ostatnich dni.

Ten ostatni akapit jest może mało zrozumiały, boję się jednak pisać dokładniej, bo może to być źle zrozumiane. Trudno rozmawia się z osobami przekonanymi o swej wyjątkowości więc tylko tu mogę się trochę wyżalić. Kocham swój zawód, coraz mniej lubię swoją pracę. Boję się, że karlejemy i to wcale nie przez młodych bibliotekarzy...

1 komentarz:

  1. Ech ci młodzi bibliotekarze, za naszych czasów...

    Żarcik taki oczywiście. Z tym babskim jazgotem (nie chcę wyjść na szowinistę:) to się może trochę zgodzę, wielu zbędnych dyskusji dałoby się uniknąć przechodząc od razu do sedna sprawy, a tak to wałkuje się temat na wszelkie możliwe strony.

    U mnie jest całkiem spora biblioteka i najgorszy jest zawsze dla mnie przepływ informacji między działami.

    Głowa do góry, ja tam się staram być zawsze miły i uzbrojony w pokłady anielskiej cierpliwości:)

    OdpowiedzUsuń