niedziela, 15 stycznia 2012

W bibliotece jest wesoło... podobno

Dziś kilka słów o działalności KO w mojej wielkiej B. Owszem prowadzimy i to całkiem sporo. Tylko czy lepiej postawić na ilość czy na jakość? ...



Niedawno odbyła się u nas coroczna impreza. Jak zwykle otwarta i jak zwykle przyszli ci sami co zawsze. Co ciekawe do naszej biblioteki na spotkania przychodzą inne osoby niż te, które są u nas na co dzień. Plakaty wiszą, informacje są dostępne i w prasie i w Internecie. Skąd taki rozdźwięk? Trudno mi powiedzieć, może należało by zapytać samych użytkowników?

Jak zwykle taką imprezę opisała prasa lokalna i lokalne portale internetowe. Często śledzimy co tam o nas napisali, bo to i zdjęcia są zamieszczane i trzeba sprawdzić czy się gdzieś miny głupiej nie zrobiło. Przy okazji czytamy komentarze i czasem aż trudno nadziwić się ich trafności. Ostatnio przeczytałam, że to już nie jest biblioteka tylko klub seniora. I rzeczywiści obiektywnie patrząc to średnia wieku na spotkaniach oscyluje w okolicy 60, z niewielkimi wahaniami w dół przy pewnych imprezach.

Żal mi trochę osób bezpośrednio zaangażowanych w organizowanie imprez, ale rozumiem też tych co piszą, że wolą iść na piwo niż o biblioteki. Często sama nie mam ochoty po raz czwarty słuchać tego samego poety z sąsiedniej miejscowości i gdyby nie obowiązki sama bym poszła na piwo. Proponujemy obcowanie z kulturą, ale czasem chyba za wysoką dla przeciętnego Kowalskiego. Mnogość lokalnych poetów jest dla nas błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie. Polska poezją stoi, tyle tylko, że mało kto ją czyta...

To wszystko oznacza, że chyba robimy coś źle. Ale jak ma do nas przyjść ktoś nowy, jeżeli proponujemy ciągle odgrzewane kotlety. . Wiem, że musimy być widoczni, ale coraz bardziej rozmieniamy się na drobne. Chyba jednak jakość nad ilość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz