Moja Wielka B rośnie w siłę. Co roku przybywa książek i czasopism. Wiadomo, że nie są to jakieś ogromne liczby, ale każdy przyrost księgozbioru cieszy. Otóż jak się okazuje nie wszystkich...
Wraz z corocznym przybytkiem, ubywa miejsca w magazynie. Budynek wiadomo stary, w środku miasta, ani w górę, ani w dół już nie pójdzie. Z braku pomieszczeń Wypożyczalnia i Czytelnia mają wspólny magazyn, o który trwa wieczna wojna. Bo Czytelnia nie chce nosić pak z czasopismami z magazynu na mieście, a Wypożyczalnia twierdzi, że każda jedna książka jest im na duch potrzebna. I tak przepychanki trwają już kilka ładnych miesięcy, a nawet lat.
Dziś zapadła decyzja, aby oddać Wypożyczalni część regałów. Atmosfera w Czytelni gorąca i gdyby wzrok zabijał to pracownicy Wypożyczalni leżeli by już trupem. Wygrała Wypożyczalnia, bo ma większą siłę przebicia (czyt. ich kierownik głośniej krzyczy). Ale najlepsze jest to jak argumentuje się decyzję o oddaniu regałów. Mianowicie: po pierwsze nie jesteśmy BN, niech BN gromadzi czasopisma, a czytelnika zawsze można tam odesłać. Zważywszy, że wiąże się to z 3 godzinną podróżą do Warszawy, jakoś ten argument do mnie nie przemawia. A w ogóle to w BN są również książki, które można sprowadzić przez wypożyczenia międzybiblioteczne, gdzie czasopism w takim trybie nikt nie udostępni. Drugi argument to taki, że jak zabraknie miejsca to się po prostu zlikwiduje jakieś tytuły. Które? Te których jest pewnie najwięcej. Więc zbierane, niemalże od pierwszych numerów, dzienniki podzielą los Życia Warszawy, które w tamtym roku, z tych samych powodów, pojechało na makulaturę.
Zbieramy więc książki, dostępne w wielu bibliotekach w okolicy, kosztem często unikatowych na naszym terenie czasopism. Serce mnie boli jak o tym myślę. Takie marnotrawstwo to po prostu zbrodnia i ogromna szkoda wyrządzona Wielkiej B, której nie da się naprawić. Nie mówiąc o latach ciężkiej pracy, jaką bibliotekarze z Czytelni (większość z nich jest już na emeryturach) włożyli w to, aby zbiór czasopism był jak najlepszy, i w jak najlepszym stanie.
Żeby być Bibliotekarzem nie wystarczy siebie tak nazywać, trzeba to po prostu czuć.
A czy była rozpatrywana wersja ostrej selekcji zbiorów? Ile jest zbiorów, których nikt nie wypożyczył przez ostatnich 5/10 lat (lub nigdy)? Ile jest egzemplarzy zniszczonych, zaczytanych, które wstyd niemal wypożyczać? Ile jest książek zagrzybionych? Może są zbędne dublety niechodliwych książek?
OdpowiedzUsuńChyba warto sobie te pytania zadać, bo trudno mi uwierzyć, żeby 100% zbiorów było w użyciu i było wartych zatrzymania.
Polecam wpis Bibli na ten temat trudnej decyzji selekcji: http://bibla.pl/?p=5292
U niej problem był o tyle ciężki, że po selekcji trzeba było jeszcze odbudować księgozbiór. A mimo to się udało. :)
Biblioteka jakieś 2-3 lata temu przeszła skontrum i wtedy wywalali wszystko na potęgę i trochę przeorganizowano zbiory. Nigdy nie jest tak że 100% zbioru jest wykorzystane, bo wiadomo mody i listy lektur się zmieniają. Jakaś rezerwa różnorodnych tytułów musi być.
OdpowiedzUsuńProblem polega raczej na jakiejś zawiści. Postawię na swoim, a ten co nie umie się wykłócić niech sobie radzi. Boli to, że osoba stojąca ponad tym wszystkim nie umie powiedzieć dość. Magazyny nie są z gumy, ale jakieś proporcje trzeba zachować. Książka w bibliotece jest ważna, ale właściwie, każda jest do odtworzenia w ten czy inny sposób. A jak odtworzyć np. cały komplet dziennika prenumerowanego od lat 60?
2-3 lata temu? To najwyższy czas na kolejną ostrą selekcję. Bardzo by się przydały do tego statystyki wypożyczeń, a raczej braku wypożyczeń. ;)
Usuń...i problem zawiści może nie musiałby w ogóle zaistnieć.
Przyznam, że sama nie jestem przekonana do przechowywania takich gazet, jeżeli nie są one wykorzystywane przez czytelników, a biblioteka nie ma wśród zadań archiwizacji (podkreślam, że nie wiem, o jakiej bibliotece mówimy; nie wiem też, czy faktycznie czytelnicy z nich nie korzystają).
Próbując więc znaleźć zastosowanie dla takich zbiorów, pomyślałam, że z takiego dziennika prenumerowanego od 60 lat można zrobić bibliotece promocję? Wystawę z ciekawymi numerami (np. gazety otwarte na stronach z "dziwnymi" niusami)? Dzięki temu też więcej osób dowie się, że posiadacie takie zbiory. I może jeżeli zbiory byłyby wykorzystywane w ten sposób, to więcej osób uznałoby, że są ciekawe / mogą się przydać?
Niby wszytko prawda, ale rozbija się to zwykle o twierdzenie "ja tu pracuje 30 lat i mnie nie musisz tłumaczyć, bo ja wiem", a nic się nie zmienia.
OdpowiedzUsuńTe gazety, które nie były wykorzystywane już dawno, z braku miejsca, poszły na makulaturę. Problem jest w tym, że zaczynają się zabierać za te czytane...