wtorek, 8 maja 2012

W tym ważnym dla Nas dniu...

Miało się skończyć na zwyczajowych życzeniach z okazji Naszego święta - Dnia Bibliotekarza, ale że moja niemoc twórcza chyba stopniowo mija, więc kilka przemyśleń o Nas bibliotekarzach.



Niedawno do naszej wielkiej B dotarł nowy narybek. Pani Stażystka miała być nad wszech miar wykształconym specjalistą, który jak już się w droży, to nam wszystkie zaległości w miesiąc wyprostuje. Sprawa okazała się jednak bardziej skomplikowana.

Rzeczona Stażystka owszem wykształcona jest, ale nie za bardzo w kierunku bibliotekarskim, no i niby w bibliotece pracowała, ale w szkolnej i na zastępstwo. Nasza Najwyższa Instancja ma natomiast miękkie serce i  Stażystkę przyjął. Miała być pomoc, jest dodatkowy obowiązek.

I tak sobie myślę o tym naszym nieszczęsnym bibliotekarstwie. No jak ma być dobrze jeżeli o przyjęciu nie stanowią kompetencję, a miękkie serce dyrektora? Miałam tą możliwość, że studiowałam i zaocznie i dziennie i nawet podyplomowo. Nie ukrywajmy, że mowa tu o trzech różnych światach. Poza tym podział na studia licencjackie i magisterskie chyba też nam jakoś na zdrowie nie wychodzi.

Ja wiem, że ustawa mówi, że tak można, ale chyba w interesie dyrektora biblioteki jest wybieranie takich pracowników, aby byli jak najefektywniejsi w swojej pracy. Studia podyplomowe są dobre dla kogoś kto już w bibliotece pracuje i wie z czym się to je. Tam są podstawy w pigułce i ogólny ogląd na pracę czysto bibliotekarską. Na podstawie innych studiów, nawet niekoniecznie humanistycznych są dobrym wyjściem dla tych co już coś mają, a chcą więcej.

Studia licencjackie (ja kończyłam takie, które miały w nazwie zawodowe) uczą pracy w zawodzie(nie mylić z pracą w bibliotece). Uczą czym co jest i z której strony do tego podejść. Magisterium ma być uzupełnieniem. Poszerzeniem wiedzy podstawowej. Więc jak dla mnie skończenie licencjatu z czegoś innego, a potem magisterki z Bibliotekoznawstwa mija się z celem. Uniwersytet Warszawski (inne podobno też) bronią się przed takim absurdem wprowadzeniem dodatkowego przedmiotu, który u nas nazywa się Metadane Dokumentu. Miał on w 10 godzin ludzi po innych kierunkach nauczyć tego, co reszta miała w czasie studiów licencjackich na przedmiotach zawodowych. Niby pomysł z założenia dobry, ale niewykonalny. Bibliotekoznawcy się nudzili, a inni nie wiele z tego rozumieli...

Ja wcale nie chcę tu nikogo obrazić, bo jeżeli ktoś ma w sobie duszę bibliotekarza to i bez studiów będzie czuł ten temat i będzie w swoim zawodzie świetny. Nie mogę też nikogo zganić za to, że chce takie studia robić bez podstaw. Musi tylko wiedzieć, że to nie wystarczy do bycia bibliotekarzem  i jeszcze wielu rzeczy będzie się trzeba douczyć.

I się wymądrza ledwo opierzony bibliotekarz, co ledwo zaczął w zawodzie kroki stawiać. Ale oczy mam i to szeroko otwarte na świat i widzę co się w okół mnie dzieje. A chciałabym, żeby działo się lepiej, porządniej.

Podsumowując w dniu Naszego Święta życzę Wam moi drodzy Koleżanki i Koledzy ambicji, realizacji marzeń i tych zawodowych i osobistych, a Dyrektorom tylko kompetentnych pracowników.

1 komentarz:

  1. Moja koleżanka z roku miała kiedyś dosyć nieprzyjemną sytuację, kiedy poszła do swojej biblioteki publicznej i spytała, czy jest możliwość odbycia w niej stażu/praktyk/zatrudnienia po studiach. Dyrektorka biblioteki spojrzała na nią ze zdziwieniem. Okazało się, że nie ma możliwości na nic, ponieważ na staż zostały już przyjęte dwie osoby, które właśnie wdrażają się do zawodu: jedna po kulturoznawstwie, a druga po szkole średniej. Koleżance ręce opadły i serio zastanowiła się nad tym, po co nam wykształcenie bibliotekarskie, jeżeli do pracy w bibliotece może przyjść każdy. Trochę lepiej jest w bibliotekach szkolnych, tam przynajmniej trzeba mieć przygotowanie pedagogiczne, ale pojawiają się tendencje do zatrudniania w bibliotece nauczycieli na "dopchnięcie etatu". Taki nauczyciel najczęściej wie jedynie, że w bibliotece są książki i można je wypożyczać, a kiedy widzi księgę inwentarzową, protokoły ubytków itd. to opada mu szczęka i dziwi się, że to wcale nie jest takie łatwe, jak mu się wydawało.
    Na UŚ osoby po innych kierunkach mogą przyjść na INiB bez problemu, tylko przez chyba 3 semestry muszą chodzić na zajęcia o nazwie "Bibliotekarstwo praktyczne" czyli szybka kumulacja tego, co my przyswajaliśmy przez 3 lata (UKD, JHP, opisy formalne itd.). Kilka osób już odpadło, a ponieważ zbliża się sesja to odpadnie ich chyba jeszcze trochę.

    PS. Ależ komentarz machnęłam. Nic dziwnego, właśnie staram się napisać plan pracy magisterskiej i jakoś nie umiem się do tego zabrać :P

    OdpowiedzUsuń