czwartek, 2 lutego 2012

Wredny bibliotekarz to ja!

Nic mnie tak nie irytuje jak ludzka głupota. Nie mówię tu nawet o braku wiedzy jako takiej. Przeraża mnie czasem bezradność i bezmyślność niektórych. Ale nie tylko to boli NKN. Bo nie tylko czytelnicy podnoszą mi ciśnienie.  A nie mało jednych i drugich spotyka się w bibliotece...



A oto kilka sytuacji które powodują, że krew się we mnie gotuje:

1. Gdzie znajdę półkę z książkami o układaniu kwiatów albo uszkodzeniach bulwy ziemniaka podczas zbiorów?
Jak słyszę taki wstęp od czytelnika to już wiem, że dalej lekko nie będzie. Bo jak mówię, że takiej półki nie ma, bo to bardzo wąski temat to czytelnik robi taką minę jakby nagle coś bardzo brzydko pachniało. No bo ta Pani za biurkiem po prostu nie chce mu przecież pomóc i utrudnia, bo jak to takiej półki może nie być, a on ma przecież taki właśnie temat. I jak to nawet książki na ten temat nie ma? Tylko trzeba samemu szukać w indeksach? A co to w ogóle są  te indeksy? Itp, itd. Eh...

2. Ale to ksero nie działa.
W naszej bibliotece jest samoobsługowe ksero. I nie dziwcie się, że jeżeli 15 razy dziennie mówię czytelnikom, że urządzenia na prąd działają lepiej jak się je włączy, to nic dziwnego, że ten 15 raz cedzę to przez zaciśnięte zęby. Z moich obserwacji wynika, że 80% ludzi nie umie czytać. Bo co z tego, że jest wielki pstryczek on-off, co z tego, że nad pstryczkiem wisi kartka z napisem TU JEST WŁĄCZNIK, i to wściekle różowa, a na tej kartce jest nawet strzałka w stronę owego pstryczka. Czytelnicy i tak szukają za kserem, pod kserem albo z uporem maniaka wrzucają kolejne pieniądze, w nadziei, że to zachęci ksero do działania.

3.  Czy tu też jest biblioteka?  Czy ta książka jest w tej bibliotece na dole?
Czy tylko dla nas bibliotekarzy oczywista jest biblioteka jako całość, z poszczególnymi agendami. Czy nawet usytuowanie w jednym budynku nie skłania czytelnika do refleksji, że to może jednak ta sama instytucja? No może się już czepiam, ale jak mamy dbać o wizerunek biblioteki, kiedy przeciętny Kowalski nie bardzo rozumie czym ona w ogóle jest...

I na koniec mój ulubieny tekst.
4. Słuchaj to jest mój znajomy. Możesz się nim zająć?
Na taki wstęp niby żartem odpowiadam, że osób prywatnych nie obsługujemy, bo to biblioteka publiczna. Krew mnie zalewa jak koleżanka mówi coś takiego, bo to brzmi tak jakby dyżurujący bibliotekarz nie pomagał nikomu, nie udzielał żadnych informacji i w ogóle to nie pozwalał nawet patrzeć w stronę książki. Każdego kto przychodzi do czytelni i prosi o pomoc obsługuję zawsze tak samo, Bez względu na to czy to znajoma p. Krysi, czy wnuczka p. Zosi, bo na tym polega moja praca.

Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka takich smaczków i podejrzewam, że każdy z nas ma taką swoją Top10 listę. Coś czuję, że moja się jeszcze wydłuży...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz